![]() |
Para młoda na tradycyjnej koreańskiej ceremonii zaślubin |
CODZIENNOŚĆ
W czerwieni i w błękicie - ślub po koreańsku cz.2
Daegu 2009
Wraz z
rodziną szwagra jedziemy na kolejne piętro pałacu ślubów. Przed nami, jak po
zmianie dekoracji w teatrze, rozciąga się długi korytarz, po którego obu
stronach ciągną się rzędy drewnianych drzwi z charakterystycznym okratowaniem.
Koreanki prowadzą nas do jednego z małych pokoi, urządzonego w ascetycznym
tradycyjnym stylu. Tu zostajemy rozdzieleni – ktoś porywa Appę, zostajemy z
Ommą we dwie. Na podłodze leżą pudła z hanbokami, które dzień wcześniej
otrzymałyśmy w prezencie od Hyungbu. Mamy się przebrać.
Elegancja w hanboku
Rozbawione
kuzynki instruują nas łamanym angielskim i gestami, jak nałożyć kolejne warstwy
tradycyjnego stroju. Najpierw bielizna, czyli sięgające kostek haftowane
pantalony i takiej długości sztywna halka. Na to właściwa suknia chima (kor. 치마) i kamizelka z długimi rękawami. Na mojej fruwają motyle, na maminej
jest szachownica w delikatnych kolorach. Wyglądają pięknie!
Tak
wystrojone wychodzimy na korytarz w poszukiwaniu Appy. Spotykamy go odzianego w
błękitny męski hanbok i chichoczemy zgodnie na ten widok. Niezbyt wiemy, gdzie
teraz iść. Część naszych gości rozsiadła się w oczekiwaniu na ławkach pod
ścianami. Dzieci, jak to dzieci, nudzą się i próbują zaglądać do zamkniętych
pokoi.
![]() |
Panna młoda wśród ślubnego rozgardiaszu |
Ruszamy z
Ommą wzdłuż korytarza i po chwili odnajdujemy pokój ze zjawą z Joseon, o której
wspominałam wcześniej, czyli Siostrę odzianą w pyszny ślubny hwarot i całą
resztę ozdób. Wewnątrz pomieszczenia panuje ruch. Kręcą się po nim pracownicy
obsługi i fotograf ze swym sprzętem, jest też Hyungbu. Odziani paradnie państwo
młodzi stoją pośrodku tego rozgardiaszu jak manekiny, które mają posłużyć do
dekoracji.
Ślubna ewolucja - jak to było kiedyś
Ten – mimo
dawnych strojów - na wskroś współczesny obrazek to kolejna odsłona trwającej od
wieków koreańskiej tradycji ślubnej, która z czasem przechodziła wiele
modyfikacji. W czasach starożytnych zgodnie ze zwyczajem pan młody przybywał na
ceremonię ślubu do domostwa panny młodej i zostawał tam na rok lub dłużej.
Potem tradycja uległa zmianie – młody spotykał przyszłą żonę w okolicy jej domu
i prowadził ją do siebie na ceremonię zaślubin. W patriarchalnych czasach
Joseon połączono obie tradycje następująco: pan młody przybywał na ślub i
wesele do domu narzeczonej i spędzał tam noc, po czym wiódł żonę do swojego rodzinnego
domu. Dziś obie strony przybywają zgodnie do pałacu ślubów bądź kościoła.
Inscenizacja tradycyjnego wesela w National Folk Museum of Korea, fot. A. Kamińska |
W czasach
Joseon ślub łączył nie tylko dwie osoby, ale przede wszystkim dwie rodziny.
Dlatego małżeństwa aranżowali według swoich planów i upodobań rodzice, nie
dbając zbytnio o zdanie samych zainteresowanych. Nie tylko chęci rodziców były
jednak potrzebne. Bardzo istotne było dopasowanie dwojga narzeczonych. W tym
temacie dużo do powiedzenia mieli oczywiście swaci. Przykładowo mężczyzna i
kobieta o takim samym nazwisku (co jest bardzo częste w Korei), pochodzący z
tej samej okolicy nie mogli się pobrać. Musieli też posiadać zgodne „cztery
filary”, czyli rok, miesiąc, dzień i godzinę narodzin.
Kiedy
rodzice byli już spokojni o przychylność gwiazd i wszelkich znaków na ziemi i w
niebie, „dobijano targu”, czyli podpisywano pisemne poświadczenie i ustalano
datę zaślubin. Rodzina pana młodego przesyłała prezenty, zazwyczaj czerwony i
niebieski jedwab. Dodatkowo w dzień ślubu narzeczony przywoził drewniane
figurki kaczek, symbol wierności i szczęścia. Młoda para kłaniała się sobie i
wspólnie opróżniała czarę wina.
„Salon sukien ślubnych" Joseon
Strój
ślubny kiedyś budził takie same emocje, jak dziś. Ubrania różniły się w
zależności od klasy społecznej, ale nawet przedstawiciele niższych warstw w tym
wyjątkowym dniu mieli prawo prezentować się wspaniale (w dzisiejszych czasach
pewnie wzięliby kredyt na wesele). Pan młody wkładał oficjalną dworską szatę
danryeong (kor. 단령), jedwabną czapkę samo (kor. 사모) i czarne buty mokhwa (kor. 목화), a panna młoda dworską
czerwoną suknię hwarot (kor. 활옷), zieloną kurtkę wonsam (kor. 원삼) i ozdobne nakrycie głowy jokduri (kor. 족두리).
Istotnym elementem makijażu dziewczyny były czerwone koła na policzkach i
czole.
Bogatsze
rodziny same przygotowywały paradne stroje ślubne, natomiast biedniejsi mogli
skorzystać z… wynajmu. Często na stanie wioski znajdował się jeden przechodni
strój panny młodej. Ceremonia zaślubin miała miejsce w głównym holu domostwa
lub na dziedzińcu. Miejsce dekorowano parawanami przedstawiającymi kwiaty
peonii lub stu chłopców (bo kto by tam w patriarchacie chciał oglądać w dniu
ślubu wizerunki dziewczynek), symbole szczęścia i płodności.
Niby to
czasy dawno minione, ale tych wszystkich zwyczajów będziemy jeszcze wypatrywać
parę wieków później podczas współczesnej ceremonii ślubnej 2009!
Pracowniczka pałacu ślubów prowadzi tradycyjne rytuały |
Para młoda przy stole obfitości
W końcu
sytuacja w pokoju normuje się. Młoda para zasiada na reprezentacyjnym miejscu
na wprost drzwi – na poduszkach, przy niskim stoliku, na którym tłoczą się
piękne pudełka ze słodyczami i srebrne czarki. Dekoracji dopełnia butelka wina
i dwie drewniane kaczki, wspomniany już symbol wierności małżeńskiej.
Urzędnika, który udzielał zachodniego ślubu, zastępuje stateczna ajumma w
hanboku. Teraz to ona „kieruje ruchem” – gdzie siadać i co robić w danym
momencie. Po prawej stronie miejsca nowożeńców zasiadamy my, czyli rodzina
panny młodej. Druga strona jest znacznie gęściej wypełniona, tam rozsiadają się
na poduszkach najbliżsi pana młodego. Reszta gości tłoczy się w drzwiach za
plecami fotografa, który rozstawił swój aparat dokładnie na progu. Ma co robić,
ponieważ ceremonię rozpoczynają wspólne zdjęcia młodych z rodzicami.
Potem
rodzice zasiadają za niskim stolikiem, a siostra i szwagier przystępują do
pełnych szacunku ukłonów. Pan młody ponownie bije czołem o podłogę i tym razem
od panny młodej wymaga się tego samego. Ajumma w hanboku pomaga Siostrze
uklęknąć i przyciska ją do podłogi, pilnując, by ukłon był zgodny z procedurą.
Rodzice doceniają gest szacunku i ze swej strony składają życzenia. Matki mogą
teraz uściskać nowo nabyte dzieci – nie ma to jak uścisk z teściową!
![]() |
Para młoda podczas ślubnej ceremonii |
Uwaga na słodycze!
Rodzice wracają
na swoje miejsca i przy rytualnym stoliku pozostają sami młodzi. Ajumma
instruuje, co robić dalej. Siostra sięga po czajniczek i nalewa do czarki
zieloną herbatę. Szwagier robi to samo, po czym, splatając ręce, wychylają
napój do dna. Teraz kolej na słodycze. Trzeba nimi poczęstować żonę, pewnie po
to, by pożycie małżeńskie było słodkie! Szwagier sięga po pałeczki i karmi
Siostrę łakociami z pudełek. Zresztą, po co pałeczki! Jak ślub to ślub. Kolejne
słodycze zostają podane z ust do ust.
Po wymianie
tych czułości do stołu przystępuje znów matka pana młodego. Siostra zostaje
skierowana na drugą stronę. Co teraz? Teściowa nabiera garść dużych okrągłych
kasztanów, a Siostra przyklęka i zgodnie ze wskazówkami ajummy wyciąga przed
siebie ręce z białą płachtą materiału, będącego elementem stroju. Teściowa
energicznie wyrzuca kasztany w powietrze, celując wprost w płachtę. Łapać to?
Siostra łapie. Całkiem zgrabnie – w fałdy materiału wpadły cztery. Rodzina
koreańska wiwatuje. Co za dobra wróżba – na czwórkę dzieci! Siostra z miną
mówiącą „Co?! To teraz mi mówicie, że o to chodziło?!” cofa ręce, ale już się
stało, zamówienie na czwórkę dzieci leci w kosmos!
To już
koniec rytuałów. Ukłony wykonane, kasztany złapane, ceremonia kończy się. Po
ostatnich podziękowaniach młoda para wstaje i opuszcza piękny pokój. Moja
Siostra oficjalnie została Unni.
![]() |
Tradycyjne przybranie ślubnego stołu |
Ppalli, ppalli!
Idziemy w
ślad za nowożeńcami. No, teraz chyba czas coś zjeść i się napić? Rosół, szampan
na toast i te sprawy. Jak spod ziemi wyrasta przy nas pracownica pałacu ślubów
i uprzejmie prosi Unni o zwrot wspaniałego hwarot. Unni niepewnie zerka na
Hyungbu. A co z weselem? Nie zasiądzie przy stole w tym pięknym ubraniu? No
nie. Tradycyjne stroje czym prędzej wracają do garderoby, a państwo młodzi mogą
udać się na posiłek w tym, co mają na zmianę. Ppalli, ppalli! Problem w tym, że
takiej ewentualności Unni nie brała pod uwagę i zamiast jakiejkolwiek sukienki,
ma na zmianę tylko lniane spodnie i t-shirt.
- To tak
zawsze wygląda?! Nie uprzedziłeś mnie, że trzeba wziąć swoje ubranie?! – Unni
patrzy na świeżo upieczonego męża wzrokiem bazyliszka. Ten peszy się. Też nie
wiedział. Pierwsza małżeńska kłótnia pięć minut po ślubie. Dobrze zaczynają!
Wygląda na to, że Unni została nakarmiona niedostateczną ilością ślubnych
słodyczy!
Wyjścia i
tak nie ma. Ja i rodzice zdejmujemy nasze hanboki i wracamy do zachodnich
eleganckich kreacji. Unni i Hyungbu wbijają się w t-shirty. Ruszamy na kolejne
piętro do restauracji, gdzie już udała się część rodziny.
Wesele w sprincie!
Rozglądam
się po obszernej sali. Coś dużo tych naszych gości. Przybyli jacyś nowi?
Okazuje się, że restauracja jest wspólna dla uczestników wszystkich ślubów,
które odbywają się aktualnie w pałacu (a „przerób” jest duży i w jednym czasie
może odbywać się ich kilka). Nie ma żadnych wydzielonych stref dla grupy z
danego wesela. Cały środek rozległego pomieszczenia zajmuje kuchnia-wyspa, przy
której uwijają się kucharze, oraz szwedzki stół. Wokół stoją ciasno stłoczone
drewniane stoły – ładne, ale bez żadnych obrusów i nakryć – oraz krzesła. Każdy
gość sam nakłada sobie ze szwedzkiego stołu to, na co ma ochotę i siada
gdziekolwiek. Rodzina i przyjaciele Hyungbu w naturalny sposób tworzą odrębne
grupki, zajmując kolejne stoły. Tuż obok biesiaduje przybyła tu wcześniej ekipa
z innego wesela.
![]() |
Szwedzki stół i jednorazowa zastawa w restauracji domu ślubnego |
Sytuacja jest dla mnie nieco dziwna. Jestem przyzwyczajona do polskich przyjęć weselnych w zarezerwowanej sali, gdzie każdy ma w pocie czoła obmyślane i przypisane miejsce, więc zaskakuje mnie ta nonszalancja Koreańczyków! Nikt się jednak nie skarży, każdy znalazł miejsce. Siadam i ja przy rodzicach, z talerzem wypełnionym potrawami koreańskiej kuchni – mamy tu bulgogi, japche, krewetki, sałatki – co kto chce!
Można
nakładać potrawy do woli, ale po pewnym czasie wszyscy są już najedzeni i…
zaczynają się żegnać z parą młodą. Ale jak to? Minęła może godzina od kiedy
zasiedliśmy przy drewnianych stołach. W Polsce to dopiero rozgrzewka! Naprawdę
kończymy? Okazuje się, że tak. Nie będzie biesiadowania i tańców do późnej
nocy, żadnych oczepin ani zabaw. W przeciwieństwie do zwyczajów z Joseon
współcześni Koreańczycy po posiłku po prostu rozchodzą się do domów i swoich
zajęć, pracować na wzrost krajowego PKB. Nikt nie będzie tracił czasu na długą
zabawę! Ppalli, ppalli!
Zupy czekają na gości |
– Nigdy nie
tańczycie na weselach? – pytam Hwajin.
– Nigdy –
odpowiada twardo. – Czasem jakaś para młoda może przygotować pokaz dla gości,
coś zatańczyć przed nimi, ale wspólne tańce? Nigdy się z tym nie spotkałam.
Nikt więc
nie tańczy, impreza kończy się. Kuchnia i restauracja pracują pełną parą,
serwując na szwedzki stół kolejne potrawy, ale skosztują ich już następni
goście. Znajomi z pracy Hyungbu znikają jeden za drugim, żegna się nawet
najbliższa rodzina. Cóż nam pozostaje? Opuszczamy jadalnię i wspaniałe wnętrza
Wedding Reneissance, kierując się na podziemny parking. Tu ostatni ślubny
akcent – samochód Hyungbu jest przepisowo udekorowany kokardkami, a plansza na
tylnej szybie głosi „Właśnie się pobraliśmy”.
"Właśnie się pobraliśmy!" |
Wciskamy
się do weselnego auta całą rodziną. Co by tu zrobić z resztą tak dobrze zaczętego
dnia?
- Tu
niedaleko jest znana świątynia buddyjska – mówi Hyungbu – Chcielibyście
obejrzeć?
Pewnie, że
byśmy chcieli! Jest wczesne popołudnie, do zakończenia ślubnego dnia jeszcze
daleko. Można go spokojnie poświęcić na turystykę!
Opis historycznych ślubnych obyczajów według publikacji: „The collection of the National Folk Museum of Korea"
To jeszcze jedno baby i się wróżba ślubna spełni 😉
OdpowiedzUsuńWszyscy drżą z przerażenia ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńfajnie opisane jak zwykle. pozdrawiam Paweł Z.
UsuńDziękuję bardzo :)
UsuńA mi się podoba ta wspólna wielka impreza kilku rodzin zmieszanych w sali. Zawsze se można poznać nowych ludzi :) dwa to, przynajmniej jedyne miejsce bez tych sztywnych ceremoniałów konfucjańskiej spolegliwości i estymy honoryfikacji.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że wspólna sala wspiera integrację :) W restauracji było swojsko ;)
Usuń