Hanbok na krynolinie, czyli Korean Folk Village

Hanok w Folk Village, Yongin


TURYSTYCZNIE


Hanbok na krynolinie, czyli Korean Folk Village

Yongin 2018


Przed bramą do Korean Folk Village tłoczno. Ludzie napierają na kasy w kilku długich kolejkach. Za ogrodzeniem na przestrzeni kilku akrów rozpościera się świat z epoki Joseon. Wioska w Yongin jest jedną z „hanok villages” rozprzestrzenionych po całym kraju. Skanseny są atrakcją zarówno dla zagranicznych turystów, jak i miejscowych par, klas szkolnych i rodzin z dziećmi. Na terenie można obejrzeć tradycyjne siedziby hanok z wielu regionów Korei , przedstawienia tańca, woltyżerki i sztuk na linie, a także wziąć udział w warsztatach rękodzieła. Jednym słowem, poczuć na własnej skórze atmosferę Korei czasów Joseon. Oczywiście, o ile wyobrazimy sobie, że ulice w starych wioskach zalewał tłum turystów z dziećmi, pstrykający selfie przed każdą chatą.

Hanbok dla turysty


Wzorem Japonii w ostatnim czasie także w Korei, w pobliżu miejsc turystycznych, jak grzyby po deszczu wyrastają wypożyczalnie tradycyjnych strojów hanbok. Za opłatę około 10 000 wonów „podróżnicy w czasie” mogą dobrać hanboki  i tak przyodziani zwiedzać pobliskie zabytki, co dodaje zdjęciom jakieś 100% do atrakcyjności. I często zniżkę do biletu.
Postanawiamy z Agatą spróbować tej atrakcji. Angelika nie lubi przebieranek i pozostaje obojętna na kuszącą wizję zniżki i zamiatania pyłu wiejskich dróg Joseon kolorową spódnicą. Nie jest to moje pierwsze doświadczenie noszenia hanboku, ponieważ z okazji ślubu Unni dostałam swój własny. Jednak hanbok z wypożyczalni ma się do zwykłego hanboka tak  jak biała koszula do imprezowej bluzki z cekinami. Jest to hanbok – atrakcja, hanbok marzeń, który ma przenieść turystę w świat fantazji o pałacach królów i dawnego luksusu. Hafty, kwiaty, cekiny, koraliki mnożą się na każdej sztuce odzieży. Na próżno szukać tak bogatych dekoracji na hanbokach używanych od święta przez przeciętnych Koreańczyków.

Kobiecy strój hanbok


Wypożyczalnia, jedna z kilu, mieści się niedaleko hanokowej wioski, przy parkingu, w mało romantycznym białym baraku. W środku za to rozpościera się królestwo kolorów i materiałów. W rzędach na wieszakach wiszą stłoczone hanboki we wszystkich wzorach i kolorach tęczy. Pod nimi – tradycyjne buty kudu (구두) do wyboru. Nad nimi – kapelusze gat () i przypominające abażury do lampy jeonmo (전모). Jedną ścianę zajmują opaski i inne ozdoby do włosów. Najbardziej zdeterminowane turystki mają nawet szansę ułożyć włosy przed wielką toaletką przy pomocy lokówek i innych utensyliów. Kiedy ruszamy z Agatą między regały, jedna z nich, na oko Chinka, dzierżąc w dłoni lokówkę, instruuje poirytowanym głosem swojego chłopaka. Nieszczęsny już przebrany w barwne spodnie paji (바지) i bluzkę jeogori (저고리) donosi jej coraz to nowe ozdoby do włosów i chyba nie trafia z wyborem.

Tymczasem my mamy, w czym wybierać. Z dobranymi sukniami idziemy w stronę szatni. Do pomocy ruszają panie z obsługi, które wchodzą z nami do kabin i pomagają założyć każdą część stroju. W przeciwieństwie do kimona, hanbok można założyć dość łatwo, jednak osobie niewprawionej przydaje się pomoc profesjonalistki. Zwłaszcza, że pod dolną część sukni chima (치마) zakładamy… krynoliny, by materiał pięknie i równomiernie się rozkładał. Tradycyjnie pod hanbok należy założyć długie do kostek majty i kilka halek, na których trzyma się chima, jednak w wypożyczalni nie ma na to miejsca, stelaż załatwia sprawę.  W krótkim czasie następuje nasza przemiana. Agata w czerni i złocie wygląda jak prawdziwa królowa, ja nadaję sobie status księżniczki (prawdopodobnie Disney’a, jeśli sądzić po różu i kwiatowych wzorach na moim hanboku). Na głowy dobieramy opaski. Butów nie zmieniamy, muszą nam wystarczyć wychylające się czasem spod rąbka sukni sportowe adidaski.

Wzorzyste hanboki z wypożyczalni


Do wypożyczalni wkracza Unni prowadząc za rękę Siostrzenicę. Ta ma w oczach twarde postanowienie – też chce założyć hanbok, też chce być piękna. Nieważne, że od najmłodszych lat posiada własne hanboki, które wkłada na  święta. Teraz jest teraz! Ciotki się przebierają, więc ona też! Pani z obsługi dobiera jej więc  śliczny żółty zestaw. Wszystkie jesteśmy piękne.
Za każdy wynajęty hanbok płacimy 10 000 wonów. To cena za użytkowanie – w zależności od miejsca – przez  dwie, trzy godziny. Za każdą godzinę zwłoki trzeba się liczyć z dodatkową opłatą. Ponieważ stroje są cenne, na miejscu razem z ubraniami w ceratowych torbach należy zostawić również dowód tożsamości. W szufladzie właściciela ląduje mój paszport. Można ruszać

Sekcja wiejskich domów na terenie wioski


W hanok village


Na teren wioski wkraczamy całą rodziną. Nawet Hyungbu nie wyrabia tego dnia 200-procentowej normy w pracy i uczestniczy w wypadzie. Królewny w hanbokach dostają dodatkowo od obsługi papierowe opaski na rękę. Na początek oglądamy warsztat ceramiki, świątynię i chaty rolników. Nieco dalej można podziwiać posiadłość arystokraty oraz gabinet lekarza. Siedziby są odtworzone znakomicie. Można zapoznać się z rozkładem domostwa i używanymi na co dzień sprzętami. Raj dla turysty! 

Wyplatanie wikliny w Hanok Village


Kiedy docieramy do placu, gdzie odbywają się pokazy tańca i innych tradycyjnych sztuk, przedstawienie trwa w najlepsze. Wszystkie miejsca wokół okrągłej areny są zajęte, niewiele też widać zza zwartego muru pleców osób stojących. Na szczęście Agata jest wysoka, więc podnosi młodsze dzieci, by mogły popatrzeć, nagrywa też część pokazu telefonem komórkowym. Hyungbu pod wpływem upału i tłoku traci siłę ducha i gdzieś znika. Odnajdujemy go jakiś czas później relaksującego się w altanie z pięknym tradycyjnym dachem.

Muzyka i stroje z epoki Joseon   przedstawienie w Korean Hanok Village


Zwiedzanie trwa dalej. Naprzeciw siedziby władz miejskich zaliczamy kryzys. Siostrzeniec wbrew zakazom matki ubrudził ręce i teraz żąda od niej mokrej chusteczki.

 Ostrzegałam, że tak będzie! – Unni wpada w złość. – Czas na używanie chusteczki był kilka minut temu! Mówiłam wtedy, żebyś wytarł ręce! Teraz nie dostaniesz!

Okazuje się, że w planie wychowawczym Matki-Tygrysicy czas na używanie mokrej chusteczki jest określony, podobnie jak pory nauki i posiłków. Syn obstaje przy swoim. Gdyby w siedzibie władz odbywały się właśnie polecane w folderze „torturing experience” (doświadczenie tortur) i „jail experience” (doświadczenie więzienia), Siostrzeniec  już leżałby przywiązany do pręgierza. Sesja tortur nie jest jednak dostępna, więc Unni daje za wygraną i wyciąga chusteczki.

- Teraz jest czas wyłącznie na używanie chusteczki i na nic więcej – ostrzega. Siostrzeniec  posłusznie wyciera ręce. My, królewny w hanbokach, czekamy struchlałe, bo nie mamy pewności, czy w czasie na używanie chusteczki wolno nam pozować do zdjęć na tle muru.

Aktorzy w strojach wieśniaków z epoki Joseon

Na drugim krańcu rozległej wioski znużeni podróżnicy w czasie mogą odpocząć w Market Place czy po prostu miejscowym food court. Kilka stoisk serwuje tradycyjne koreańskie posiłki, takie jak pajeon, kimchi, bulgogi czy kuksu. Tutaj również należy być gotowym na wydatek kilu tysięcy wonów. Początkowo rezygnuję z posiłku przerażona wizją zaplamienia mojego disneyowskiego hanboka (zakładnikiem jest wszak mój paszport!), ale kiedy Agata i Siostrzenica twardo zasiadają do jedzenia wraz z resztą rodziny, daję za wygraną. Z najwyższą ostrożnością zjadam pajeon. Jedzenie i tak jest łatwiejsze niż korzystanie z toalety w hanboku z krynoliną…

Turyści na terenie Hanok Village

Dom duchów rodem z Joseon


Już dalej nie ma gdzie iść, trzeba wracać. Po drodze mijamy dalsze atrakcje – szkołę dla uczonych czasów Joseon i przystań promu. Pod koniec trasy znużonych zwiedzaniem opiekunów czeka wyzwanie. Przed nami wyrasta wesołe miasteczko. Dzieci odzyskują energię. Co tam chaty rolników, skoro można się przejechać na diabelskim młynie! Zostaję oddelegowana na karuzelę, by pilnować Małej Siostrzenicy i wraz z dziećmi odbywam przejażdżkę na końskim zadzie, rozpaczliwie wczepiona w słupek.

Mały goblin tokkaebi stoi na straży Domu duchów


Na drugi ogień idzie Dom Duchów. Tę akurat atrakcję mogę śmiało polecić każdemu turyście. Figury duchów nie są najpiękniejsze ani najbardziej gustowne, ale mamy tu cały przegląd miejscowych straszydeł, rodem z rdzennych koreańskich legend. Drzwi strzeże wielki koreański goblin tokkaebi oraz jego uroczy synek. Każde dziecko wyższe od małego tokkaebi może wejść do środka. Razem z Julią oglądamy m.in. woskową podobiznę wodnego ducha (Mulgwisin) – za życia niewolnika, który z zemsty utopił córkę arystokraty, a następnie sam został wciągnięty pod wodę; ducha panny młodej (Mimyeonggwi) odrzuconej przez męża w noc poślubną; ducha żony, która zamarzła, starając się odzyskać pieniądze swego męża i po śmierci stała się duchem kuchni Jadeitowego Cesarza (Jowangsin) i  groźnego Cheoyonga, którego wizerunku boją się wszystkie duchy. W ostatniej gablocie czeka na nas duch dziecka (Dongjagwi), którego… nigdzie nie widać. Z opisu dowiadujemy się,  że zmarły w wieku 9 lat uroczy chłopiec nie ma formy i objawia się, wstępując w ciała szamanów, a osoba przez niego opętana okazuje dziecięce niewinne zachowanie. Wydaje nam się, że słyszymy z głośników ciche kwilenie. Nie chcemy sprawdzać, czy dzięki Dongjagwi staniemy się jeszcze bardziej dziecinne – uciekamy czym prędzej do wyjścia!

Opowieść o Mimyeonggwi


W folkowej wiosce można spędzić niezliczoną liczbę godzin. Nie sposób za jednym razem  skorzystać ze wszystkich oferowanych tu atrakcji, takich jak plecenie toreb ze słomy, wyrabianie ceramiki czy przejażdżka promem. O różnych godzinach można trafić na inscenizację tradycyjnego ślubu, akrobacji na linie, woltyżerki. Warto wybrać się tam podczas koreańskich świąt, aby obejrzeć okresowe rytuały wykonywane podczas Chuseok, Sollal lub Tano. W tym czasie trzeba być jednak przygotowanym na prawdziwe tłumy turystów. Dobrze jest zarezerwować na pobyt w wiosce cały dzień. To ma być czas tylko i wyłącznie na zwiedzanie wioski! I na nic więcej!

Komentarze

  1. Poproszę kiedyś o wpis o legendarnych koreańskich straszydłach

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołaczam się do prośby Izy :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz